… nigdy by mi nie
przyszło do głowy że biel może mieć tyle odcieni. Jest jasna, jaśniejsza, bardziej jaśniejsza,
najjaśniejsza. Nie zmienia to jednak
faktu że biel to biel i choćby nie wiadomo co, po pewnym czasie czujesz się tak
trochę nierealnie, jak w piosence ,,Dancing Shoes” Brodki. Przede mną biel, za mną biel i gdyby nie
grawitacja mógłbym pomyśleć że gdzieś lecę. Cisnę dalej przed siebie czasami
kompletnie zamykając oczy. Szlak to raz się wypłaszacza by po chwili ostro piąć
się do góry. ,, Co za bezsens! Co ja tu
robię? Przecież nic nie widać”. Piję łyk wody z bidonu i rozglądam się dookoła – ,, tak, tak to nie Rzędkowice ” Jestem gdzieś w drodze na skiturach … no właśnie
czwartek, 25 kwietnia 2013
Skitury - Karkonosze - 03-04 luty 2013
… to se kurde
pojeździłem, to se kurde …. echh. Ale
nie, zawsze tak jest. Człowiek chce żeby coś
tu fajnie było ale nie da się, normalnie się nie da. Ci kurde koledzy
też uuu aaa jedziemy w Karkonosze na skitury brawo, brawo, ale żeby potem któryś
coś kurde napisał jak było to kurde żaden, nic … kurde, słowem się nie odezwie.
Tylko … eee prześlij zdjęcia ze mną na
maila. Normalnie się nie da, zawsze tak …
… a jest tyle rzeczy jakie można opisać i pięknie w słowa
ubrać.
Od czego by tu zacząć???
środa, 24 kwietnia 2013
Pireneje - czerwiec 2012
Aigüestortes Estany de Sant Maurici oraz Natural Park of Posets-Maladeta
Zaplanowaliśmy tygodniowy wypad czerwcową porą w Pireneje i na koniec rest na Costa Brava, a jak na bogato !
Plan był taki mniej więcej: na Pewno Pico de Aneto może Maladeta potem poszwędac się po Sant Maurici.
No i pieknie lądujemy w Barcy teraz szybko po autko które już na nas czeka piekne umyte gotowe do akcji - bety zapakowane papiery wypisane kasa zabookowana na karcie - mozna jechać ! Po drodze tylko jakieś supermercado by zaopatrzenie na góry zrobić no i tu zonk. W Barcy jesteśmy w niedzielę a to oznacza kłopoty - pozamykane sklepy typu decathlon etc chwile tracimy na szukanie ale wszystko zamknięte, więc w trase kierunek północno zachodni.
wtorek, 23 kwietnia 2013
Ski-Tury: Masyw Śnieżnika - 2012
Przygoda rozpoczyna się z pod leśniczówki w Międzygórzu. Zakładamy
narty i foki – jesteśmy już przecież na szlaku. Idziemy na lekko (nie
licząc kilku browarów i 0,5 l wódki) pod górę w kierunku Schroniska pod
Śnieżnikiem. Droga szeroka, prowadzi malowniczo przez las by po chwili
skręcić w lewo i dalej już wąską ścieżka. Szlak przetarty tylko przez
skuter śnieżny – nie polecam się pchać szlakiem czerwonym prosto do
schroniska tylko duktami leśnymi.
Dla skiturowców szybciej i
niewątpliwie przyjemniej.
Do schroniska ,,Pod Śnieżnikiem” docieramy po ok. 2 godzinach i trafiamy
na fajny zachód słońca. Wieczorkiem szybko z Tomaszem obrabiamy po
browcu, jemy kolację a całość zalewamy pół litrem wódki. Tak
przygotowani kładziemy się do łóżka – kiedy przyszedł sen … ? nie
wiadomo
Ranek niestety nie należał do najpiękniejszych w moim życiu. Może z
powodu dziwnej suchości w gardle albo mgły i mrozu. Trudno jest jak jest
trzeba napier… nie jesteśmy tu przecież dla przyjemności. Na szczęście
towarzyszy nam starszy jegomość (75 lat) który to masyw Śnieżnika zna
jak własną kieszeń.
piątek, 19 kwietnia 2013
roadkill 2011
Po pierwsze primo Fakjumadafaker.
Wreszcie po słusznie przepracowanej zimie na poddaszu, w pierwszą lutową niedzielę ciągniemy czerwonym punciakiem na kołoczka. Plan jest prosty, jasny i klarowny ładujemy na maksymalnej k..... Póki siedzimy w bryczce wszystko jest ok ale po wyjściu na zewnątrz minki nam rzedną . Północny wiaterek trochę mrozi nam łapki i karki ale przynajmniej będzie trzymanie tak se myślę. Coś tam próbujemy, coś jakby podskoki czy przysiady, takie jak zwykle kotłowanie się po padzie. Pierwsze baldy idą gładko, cyfra może i nie poraża ale co zrobione to zrobione. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taka chwila kiedy musi udowodnić czy jest maczo czy pusi. Uderzamy na madafakera, o la boga żałosne miotanie najpierw moje a potem Mateusza plasuje nas w pierwszym rzędzie wioskowych pusi.
Etykiety:
baldy,
czechy,
góry,
karkonosze,
karpaty,
labak,
lądek zdrój,
majorka,
ostasz. ostasz machov,
pireneje,
teneryfa,
wspin,
wspinaczka
Labak
Siedzę w mitycznej chatce pana Janka i powoli łapię konkretną zamułę. Cały domek z kuchnią
włącznie wypełniony jest polakenami, którzy napychając się prowadzą urozmaicone rozmowy
w stylu ile paluchów, jak głęboko i w jaką dziurę kto włożył, jak wysoko wyszedł nad przelot,
jak to pechowo spadł po trudnościach. Po jakimś czasie takie ględzenie strasznie zamula
opuszczam więc zacne towarzystwo pensjonariuszy chatki i raznym krokiem pomykam nad rzekę.
WIELKANOC 2009r. - Ostasz, Machov.
Tym razem kimanie, dzięki naszemu super drajwerowi, mamy prima sort mieszkanko na mega wypasie.
Jest uroczym przeciwieństwem ciągłego kitrania się w krzonie.
Wywalamy bet i pryskamy w skały. Zaopatrzeni w toposa z netu, śmigamy punciakiem w podobno wypaśny rejon o dumnej nazwie Pasterskie Skały.
Na miejscu juz przy pierwszym spojrzeniu,widzę ,że kroi sie niezła impreza. A po wbiciu się w ruty szczena mi totalnie opada.
Dramat.
Szczególne wrażenie robią miejsca założenia stanów, jak dla mnie czad A miało tak pięknie być. Wracamy na chatę.
MAJORKA - MARZEC 2009r.
Majorka w świadomości każdego climbera funkcjonuje jako słoneczna wyspa z pojechanymi skałami.
Jest tak, że byłeś, jesteś ,albo właśnie się tam wybierasz .Poddając się temu pędowi ruszamy
i my.
W dniu wylotu gruba warstwa mokrego śniegu zalega leśną zarośl podlesiowa, a smętny opar spowija straszliwe ekstremy Jastrzębnika .Czekając na samolot, który zawizie nas do ciepla i słońca, tym bardziej odczuwamy parcie obleśnej brei czającej się za oknami lotniska.
Chorwacja / HVAR – wrzesień 2009
Tym razem rodzinny - tygodniowy wyjazd do miejsca zwanego wyspą Hvar w Chorwacji.
Wyjazd nietypowy bo z jednej strony ambitnie wspinaczkowy a zarazem bardzo rodziny.
Każdy co miał najcenniejszego to zabrał ze sobą do samochodu a więc:
Janek - Izę, linę i dwójkę dzieciaków,
Grzesiek – swoja żonę Gabrysię w stanie błogosławionym, kilka ekspresów
i … Mateusza (przyjaciela rodziny)
a ja – żonę Małgorzatkę, kilka wendek i również dwójkę dzieciaków.
Do tego trzeba doliczyć szpej wspinaczkowy, jedzenie dla dzieciaków na 7 dni wózki dziecięce, materacyki, piłeczki, łopatki, grabki do piaseczku, wiadereczka itp itd. (grabki, łopatki, foremki i wiaderka do pisaku przydały się jak cholera ...)
W całą podróż wybraliśmy się trzema samochodami – po przejechaniu 1400 km i jeździe przez 20 godz. dotarliśmy do celu – cało i zdrowo w świetnych humorach (szczególnie Grzesiek hi hi hi).
Maroko - 2008
Maroko grudzień 2008. Będąc kilka lat temu na tripie w Thagii i Todrze pierwszy raz usłyszałem o wypasionej miejscówce do boulderingu gdzieś w górach Antyatlasu. Po powrocie do macierzy i lektórze tekstu Dawida Kaszlikowskiego powstał w mojej głowie śmiały plan kolejnego tripa, ale jak to w życiu często bywa, jedne plany są zastępowane przez inne. Dopiero chęć przeżycia egzotycznej przygody, przez moją żonkę doprowadziła do tego wyjazdu.
Sardynia - 2007
Sardynia – wyspa leżąca gdzieś na morzu włosko języczna (to pewnie Włoska ;-)) Minęły trzy długie lata od tego wyjazdu dlatego opis będzie bardziej ogólny.
Lecimy w lutym w 2007 standardowo samolotem z Warszawy wprost na Sardynię i lądujemy w Olbi. Tam wypożyczamy samochód - Fiat Grande Punto (z klimą !!!) pakujemy nasz team w skłądzie: Janusz Janik z Marzeną, Grzegorz ze swoja Gabrysia i ja ze zdjęciem mojej Małgosi w portwelu.
Mniejsca w samochodzie – chmm ... wsam raz. Dobrze że Janek z Marzna razem ważyli niecałe 100 kg bo z całym szpejem nie dali byśmy rady. Ja podróż spędzałem z 20 kg plecakiem na kolanach więc piekne widoki za oknem miałem w d... nosie (niestety).
Teneryfa - 2007
Teneryfa listopad 2007 .Powszechna wiara ,że blond loki są bardziej seksi od ciemnych kędziorów popchnęła mnie do tego desperackiego kroku.Wpierw wylałem na łeb blond farbę, potem wybielacz albo utleniacz, a następnie znowu farbę.Efekt przeszedł moje najśmielsze pczekiwania.
Żółty czerep jak kuper kurczaka miał tyle samo seksapilu co Renata Beger, choć jak wiadoma lubi kobieta dymanie jak koń owies. Z takim wyglądem na plaży w Las Amerikas nie miałem czego szukać. Postanowiłem więc uderzyć na skałery. I słusznie uczyniłem, jak się pózniej okazało. Po wstępnej obczajce w kanionie Arico śmiało uderzyłem na tamtejsze ekstremy. Skała zarówno fakturą jak i barwą zaspakajała wszystkie moje oczekiwania co do westowego wspinu. Gromkie wrzaski po udanych sajtach i mięsiste przekleństwa po tych spalonych lotem rozdzierały echem rozgrzane powietrze.
Rumuni i Bułgaria w 2003 roku ... dawne czasy ...
Rumunia i Bułgaria te dwa kraje kojarzyły mi się niezbyt dobrze - z biedą, żebractwem, brudem i zacofaniem. Chciałem sprawdzić czy tak jest w rzeczywistości.
Pojechałem tam w 2003 z pewnym i sprawdzonym kompanem – Jarkiem.
Trasa: Z Przemyśla przez Ukrainę do Rumunii. W Rumunii do Suczawy dalej Sybiu i w góry FAGARASY. Dalej do Bukaresztu – Konstancji i wzdłuż Morza Czarnego do Bułgarii. W Bułgarii do Warny – Sofii i w góry Riły. Z góry prosto jak strzała do domu (przez Rumunię i Ukrainę – sam powrót trwał 48 godzin).
Wspin - Lądek 2005
Rejon Góry Trojak oraz ulokowane na południe od uzdrowiska Stołowe Skały, w literaturze opisywane wspólnie jako Skałki Lądeckie, stanowią również doskonałe miejsce do uprawiania wspinaczki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)