… to se kurde
pojeździłem, to se kurde …. echh. Ale
nie, zawsze tak jest. Człowiek chce żeby coś
tu fajnie było ale nie da się, normalnie się nie da. Ci kurde koledzy
też uuu aaa jedziemy w Karkonosze na skitury brawo, brawo, ale żeby potem któryś
coś kurde napisał jak było to kurde żaden, nic … kurde, słowem się nie odezwie.
Tylko … eee prześlij zdjęcia ze mną na
maila. Normalnie się nie da, zawsze tak …
… a jest tyle rzeczy jakie można opisać i pięknie w słowa
ubrać.
Od czego by tu zacząć???
Może od tego że w
Karkonoszach byliśmy już dwa razy. Raz na zakończenie sezonu 14 grudnia 2012
ekipą Józek, Tomek Ko, Tomek Sw, Tomek Ku. Oraz na otwarcie sezonu 2 lutego
2013 roku ekipą Tomasz Ko, Tomasz Sw, Tomasz Ku. Zarówno pierwszym jak i drugim
razem wchodziliśmy tą sama trasą kierując się do Schroniska Samotnia. Tą sama
bo sprawdzoną, łatwą a i szybką, bo po drodze. Pierwszym razem to spaliśmy
przynajmniej w schronisku jak normalni ludzie, ciepło, sucho, bieżąca woda,
stół, krzesła. Kibel, przy kiblu biały papier (albo szary już nie pamiętam) –
normalnie Kultura przez duże,, K”. Za drugim to nie, mało ekstremalnie,
kurde. Trzeba kimać w namiocie na mrozie
i to w namiocie dwuosobowym w trójkę. Kibel w krzonie, a w dupsko tak było
zimno że zastanawiasz się czy nie narobić centralnie w gacie. No i w kuckach,
wszystko co robisz to robisz w kuckach – jak jakiś małpolud. Topienie śniegu,
gotowanie i wieczne niesnaski. A że to wrzątek za mało wrzący, a że za mało
wrzątku w kubku, a w ogóle do dupy ten wrzątek bo ten śnieg który przez pół
godziny topiłem jest z miejsca w którym sikałem. Ale kurde zawsze tak jest. Zawsze dam się w
coś takiego nabrać. Do schroniska może 2 km no może 3km ale nie, kurde śpimy
twardo w namiocie. Prawie jak na Mont Evereście tylko że nie na 8000 ale na
800m.
A warunki narciarskie ??? Za pierwszym razem to narty tak
porysowałem że aż szły iskry – a pisali na forach ,,panie! śnieg prima sort, po
pachy – idealny warun”. Natomiast za drugim prawie bym dostał 10 000 koron
mandatu za jeżdżenie poza trasa od Czecha. Jakby tego było mało zgubiłem
talerzyk w jednym kijku i jeździłem jak ostatni pokemon. Śniegu w ogóle było
mało a jak był to zmrożony, gówniany i wywiany.
Jedyny plus całości jest pewnie to, że foty wyszły jako tako
– oczywiście moje bo inni jak robią to bez nóg a w najgorszym wypadku bez głowy
. Że, znowu pokosztowałem i zasmakowałem
ognistego rumu z colą który najlepiej smakuje w namiocie na -10 stopniach. Nawdychałem
się świeżego mroźnego górskiego powietrza. A przede wszystkim mile spędziłem
czas z kolegami – czy to na nartach, czy w namiocie czy w schronisku. Dzięki
takim wyjazdom w góry można świat przeżywać bardziej intensywnie .
tekst: T. Kurczyk, foty: qnfi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz