Przygoda rozpoczyna się z pod leśniczówki w Międzygórzu. Zakładamy
narty i foki – jesteśmy już przecież na szlaku. Idziemy na lekko (nie
licząc kilku browarów i 0,5 l wódki) pod górę w kierunku Schroniska pod
Śnieżnikiem. Droga szeroka, prowadzi malowniczo przez las by po chwili
skręcić w lewo i dalej już wąską ścieżka. Szlak przetarty tylko przez
skuter śnieżny – nie polecam się pchać szlakiem czerwonym prosto do
schroniska tylko duktami leśnymi.
Dla skiturowców szybciej i
niewątpliwie przyjemniej.
Do schroniska ,,Pod Śnieżnikiem” docieramy po ok. 2 godzinach i trafiamy
na fajny zachód słońca. Wieczorkiem szybko z Tomaszem obrabiamy po
browcu, jemy kolację a całość zalewamy pół litrem wódki. Tak
przygotowani kładziemy się do łóżka – kiedy przyszedł sen … ? nie
wiadomo
Ranek niestety nie należał do najpiękniejszych w moim życiu. Może z
powodu dziwnej suchości w gardle albo mgły i mrozu. Trudno jest jak jest
trzeba napier… nie jesteśmy tu przecież dla przyjemności. Na szczęście
towarzyszy nam starszy jegomość (75 lat) który to masyw Śnieżnika zna
jak własną kieszeń.
Po śniadaniu ruszamy w trójkę starym jeszcze poniemieckim szlakiem.
Ledwie widoczny dukt prowadzi przez głęboki, nieprzetarty śnieg,
pomiędzy karłowatymi świerkami przysypanymi śniegiem. Na szczyt
docieramy w śnieżycy i bardzo silnym wietrze. Z trudem ściągamy foki i
przygotowujemy się do zjazdu. Prawdę powiedziawszy to nie widziałem za
wiele w goglach które szybko zaszły mi szronem, który co chwila musiałem
wycierać. Sam zjazd początkowo prowadził po bardzo zmrożonym i wywianym
śniegu, dopiero po kilkuset metrach, dostaliśmy się na Polską stronę.
Tu zaś zupełnie inaczej - niewieje jest nawet niezła pogoda a sam śnieg
zmienił się nie do poznania. Z twardego betonu turujemy po świeżym puchu
który miejscami sięga po pas.
Jazda sprawia wielu niezapomnianych wrażeń – szczególnie jeśli się ryje
gębą w zaspie a nartami na plecach. Po kilku godzinach zabawy która nas
sporo nauczyła zjeżdżamy do schroniska. Tu szybkie małe piwko na
uzupełnienie elektrolitów obiadek i zjeżdżamy tą samą trasa jaką jeszcze
dzień wcześniej turowalismy.
Zjazd bardzo długi trwał jakieś 45 minut. Po drodze mijamy jakiś
piechurów którzy uciekają nam z drogi w popłochu – czasem narty nami
rządziły ...
Świetny dwu dniowy wypad.
Mistrzowskie miejsce dla chcących zgłębić
tajniki turowania. Góra Śnieżnik oferuje z pewnością wiele alternatyw.
Można turować granią z Czarnej Góry na szczyt i z powrotem. Do tego dla
bardziej wymagających małe szaleństwo pomiędzy świerkami na samym
śnieżniku – oczywiście czujnie bo to rezerwat przyrody i można spotkać
się z małą ,,pokutą” ;)))
Tekst Tomasz Kurczyk, foto: Tomasz Kurczyk i Tomasz Swiniarski
Super. Właśnie taki wypad w nadchodzącym sezonie mi się marzy.
OdpowiedzUsuń