piątek, 19 kwietnia 2013

Sardynia - 2007


Sardynia – wyspa leżąca gdzieś na morzu włosko języczna (to pewnie Włoska ;-)) Minęły trzy długie lata od tego wyjazdu dlatego opis będzie bardziej ogólny.

Lecimy w lutym w 2007 standardowo samolotem z Warszawy wprost na Sardynię i lądujemy w Olbi. Tam wypożyczamy samochód - Fiat Grande Punto (z klimą !!!) pakujemy nasz team w skłądzie: Janusz Janik z Marzeną, Grzegorz ze swoja Gabrysia i ja ze zdjęciem mojej Małgosi w portwelu.
Mniejsca w samochodzie – chmm ... wsam raz. Dobrze że Janek z Marzna razem ważyli niecałe 100 kg bo z całym szpejem nie dali byśmy rady. Ja podróż spędzałem z 20 kg plecakiem na kolanach więc piekne widoki za oknem miałem w d... nosie (niestety).


Nasz wyjazd zaczelismy od regionu zwanego Cala Spinosa. Formy skalne były naprawdę imponujące. Trochę ciekawych baldów z mega widokiem na morie w wspinu z liną (choc musze przyznać że odległości między wpinkami były charde). Dalej udalismy sie do regionu zwanego Biddiriscottai – wspin nad samym moriem.
Można ładować przez cały dzień bo skały szybko wchodzą w cień. Z niedogodności to bardzo duża ilość soli na skale – co skutecznie utrudniało wspinanie. Po pierwszych kilku drogach zabrakło nam agnezji w woreczkach.
Dalej pomknęliśmy od słynące z pieknych przewieszonych dróg i jeszcze piekniejszych plaży region Cala Luna.
To spedzilismy chyba najwięcej czasu. Okolice naprawdę piękne. Nieopodal region Fuili – to jakieś 133 drogi – większość wyceny to 7.

Następny region to Isili, clasic area. Ponad 200 dróg w róznych formacjach skalnych – od mega pionów i krawądek po mega dachy i dziury. Okolica ładna do wspinu i biwakowania. Strumyk, ławeczki – cisza i spokój ( nie licząć 3 miesięcznego niemowlaka ryczącego po nocach w jednym z namiotów – co zrobić – parcie na cyfrę niektórych zrytych rodziców jest widocznie najważniejsze).

Z Isili lecimy prosto do Animal House. Wspin bardzo efektowny i ciekawy. W większości po wiszących tupasach i ściskach. Dwa tygodnie wpinu, parę dni restu, parę nocy ... których sie niepamietało dzieki trunkowi zwanemu WINO za 1€ i trzeba wracać do zimnej Polszy. Pod koniec wyjazdu trochę już tęskniłem za miękim łużkiem. Spanie w namiocie na twardej karimacie – choć coprawda w doborowym towarzystwie – nie należała do przyjemnych.

Z rad praktycznych – dobrze jest się zaopatrzyć w przewodnik wspinaczkowy. Petra di Luna – Maurizo Oviglia. Drogi (w 2007 kosztował 30€) ale naprawdę warto. Są opisane wszystkie sektory wspinaczkowe razem z dojazdami. Zaoszczędzi się czas i nerwy szukająć skał z toposów ściągniętych z netu.
Bez samochodu nie wyobrażam sobie podróżować po Sardynii. Może i by się dało ale zamiast 2 tygodni potrzeba by 2 miesięcy. Jedzenie niestety drogie – wiadomo cholerna wyspa – wszystko kosztuje x2. Naszczęście wino tanie (szukać w sopermerkado na dolnych półkach ;-)) i makaron. Zasze można poszukać czegoś w koszu na śmieci. Nam udało sie wyhaczyć zgrzewkę fanty i pepsi. Fakt – przeterminowane pare miesięcy – biorąc jednak pod uwagę okres ważności 5 lat – uznaliśmy społem, że produkt nadaje się do spożycia. Jak do tej pory wszyscy mamy sie dobrze.

Fotki niestety kiepskiej jakości – skan (i foto) ze slajdów.

Foto & tekst: Tomasz Kurczyk

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

  

  

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz