piątek, 19 kwietnia 2013

roadkill 2011


Po pierwsze primo Fakjumadafaker.
Wreszcie po słusznie przepracowanej zimie na poddaszu, w pierwszą lutową niedzielę ciągniemy czerwonym punciakiem na kołoczka. Plan jest prosty, jasny i klarowny ładujemy na maksymalnej k..... Póki siedzimy w bryczce wszystko jest ok ale po wyjściu na zewnątrz minki nam rzedną . Północny wiaterek trochę mrozi nam łapki i karki ale przynajmniej będzie trzymanie tak se myślę. Coś tam próbujemy, coś jakby podskoki czy przysiady, takie jak zwykle kotłowanie się po padzie. Pierwsze baldy idą gładko, cyfra może i nie poraża ale co zrobione to zrobione. W życiu każdego mężczyzny przychodzi taka chwila kiedy musi udowodnić czy jest maczo czy pusi. Uderzamy na madafakera, o la boga żałosne miotanie najpierw moje a potem Mateusza plasuje nas w pierwszym rzędzie wioskowych pusi.


Po drugie primo zarośl
Gdzie pan z tym leżakiem idziesz za zimno na opalanie – zgrzebnie odziany chłopina ze szczerą troską w głosie stara się zawrócić mnie z drogi . Ale ja mam plan czyli toposa a na nim jasno i wyraźnie narysowane baldy , ba nawet jakiś projekt otwarty jest . Niepokoi mnie tylko pewien drobny szczegół tam gdzie powinny być skały pleni się koszmarny kszon . Po drodze wita mnie zdechła sarenka a właściwie jej nóżka , przybijam piątkę z lekka ogryzionym kopytkiem i przepycham się przez apokaliptyczną zarośl. Najpierw na czworakach potem czołgając się jak nie przymierzając saper powoli dochodzę pod ścianę. Saper myli się tylko raz, dzięki bogu ja nie saper jestem więc znowu zapycham się w straszne gówno, w myślach powtarzam ostatni raz, ostatni raz grzegorzku.

Po trzecie primo drzewiej (Hrensko, Labak)
Przejechawszy szmat drogi powóz przed gospodą zatrzymawszy. A wyszedłszy i członki rozprostowawszy do onej gospody zaszliśmy. Budynek murowany, słuszny w trzy izby był zaopatrzon. Izba na dole się znajdująca piec miała, na którym gorącą strawę przygotować można. W pobliskim borze chrust jakowyś pozbierać da się i tym sposobem na onym palenisku ogień złożywszy członki zgrabiałe ogrzać da się. Gospodarz onego hutoru, zacny człek, choć w latach posunięty nadal krzepki jest i świata ciekaw.
Niech Pan Bóg mu wynagrodzi, że nas niebożęta przechował, bo tęgi mróź w owych dniach panował a i lud tam dziki smagły na twarzach i do bitki chętny. Izbę kuchenną zająwszy i majdan cały wypakowawszy biesiadę rozpoczęliśmy. Jadłem i napitkiem suto stół zastawiliśmy. Kałduny napełniwszy pas słucki poluźniwszy wtem. Cóż tam waść ukrywasz i rozchyliwszy poły surduta ujrzeliśmy flaszę trunku przedniego skrytą. Pobladły nam oblicza i wąs nastroszywszy jęliśmy wpatrywać się srogo w hultaja owego. Wybaczcie waszmościowie, w takie odezwał się słowy, ogrzać trunek chciałem aby mocy większej nabrał. I słusznie prawił, tak wykoncypowałem bo im cieplejszy trunek tym szybciej mózg mgłą zasnuwa. Kiedy jeno jutrznia rozpalać się poczęła, wstaliśmy czym prędzej każdy ze swego leża. I nie czyniąc zbędnego larum wsiedliśmy do powozu. Przejechawszy kilka staj drogi warowny gród Hrensko ujrzeliśmy. Tam kupiec swój kram miał rozstawion, oferował z dalekich krain towary. Z onej słonecznej Italiji miał buty z koźlej skóry uczynione tak potrzebne do stanięcia na lichym stopniu. Z Francyji odzienie najprzedniejsze i wiele innego wszelakiego dobra z dalekich krain pochodzącego. Kramarz kierunek skał nam wskazał i chwalić Pana w kilka pacierzy pod temi skały stanęliśmy. Materace z obca zwane padami rozstawiwszy co by gnatów nie zgruchotać w razie, uchowaj Boże upadku, na skałę wdrapywać poczęliśmy.

Tekst Grzegorz, foty ... kto to wie?

 

 

 

  

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz